poniedziałek, 2 lutego 2015

O KREDYTACH NA MIESZKANIE słów kilka: czyli jak przetrwać bitwę z bankiem - Etap Trzeci

Miauczysławowi włączył się dziś tryb „kot- destrukcja”. Mój ostrożny na co dzień zwierzak postanowił tak dla odmiany zmienić mieszkanie w małe piekło. Doszło do tego, że przewrócił teczki z dokumentami, które z hukiem wylądowały na podłodze. Z jednej z nich wyleciały papiery kredytowe. Od razu stanęły mi przed oczami moje pierwsze kroki w załatwianiu kredytu. Miałam to szczęście, że mój kuzyn jest doradcą kredytowym- szczerze polecam takie usługi, jeśli tylko łączą Was więzy krwi lub bliższa znajomość, w przeciwnym razie w większości przypadków raczej na tym nie skorzystacie. Ale po kolei- od czego zaczęłam.

PLANOWANIE 

 Żeby myśleć o kredycie i wiedzieć mniej więcej o jaką kwotę „prosić” banki- najpierw musiałam poszperać po ofertach mieszkań. Na początku- w wielkiej euforii początkującej „szperaczki” zawęziłam swoje wymagania i nastawiłam się na zupełnie nowe mieszkanie. W wyszukiwarce wystukałam z zapałem nowe mieszkania wrocław sprzedaż i zaczęłam rzucać krytycznym okiem- oto, co zauważyłam i co może Wam się przydać:


  1. „Nowe mieszkanie” to zupełnie co innego niż „całkowicie nowe mieszkanie”. Myślałam, że załapiemy się z Miauczysławem na jakieś mieszkanko w miarę blisko centrum, oddane maksymalnie rok wcześniej, gotowe do zamieszkania. Nic bardziej mylnego- większość ofert deweloperskich dotyczyła stanu surowego, a oddane miały być najwcześniej za rok, a za dopłatą- ale i z dłuższym czasem oczekiwania- można było liczyć na wykończenie
  2. Oferty bardzo często się powtarzają, bo często gęsto tę samą ofertę prowadzi wiele biur. To nie jest równoznaczne z jednolitością cenową wśród nich. Więc warto kopać, kopać i jeszcze raz kopać. Przy tym warto pamiętać, że biuro będzie chciało wytargać od nas jak najwyższą prowizję, jeśli tylko na to pozwolimy, więc NEGOCJACE
  3. Jeszcze lepszym rozwiązaniem jest poświęcić więcej czasu na znalezienie mieszkań, które wystawiają sami właściciele- pamiętając przy okazji, że ceny zawsze są zawyżone- znów włączamy opcję NEGOCJACJE
  4. W mieszkaniu najdroższa jest jego lokalizacja. Poważnie- kiedy oglądałam zdjęcia niektórych „lokali”- włos się jeżył (i mnie i kotu), a sprawdzona po chwili cena powodowała bezdech. 
  5. Zdjęcia robione są zawsze tak, żeby mieszkanie wyglądało na słoneczne, piękne, przytulne, ale przy tym przestrzenne- nie dziwmy się zatem, że wchodząc do mieszkania, które było w naszym top 3 ląduje ono na samym dole rankingu


ŚWIADOME PODEJMOWANIE DECYZJI

Po ogólnym zorientowaniu się w cenach i świadomości ile uda mi się uciułać na mój tak zwany „wkład własny” zaczęłam poważnie myśleć o kredycie. Kolejne kroki można opisać bardzo krótko- choć całe załatwianie kredytu od początku do końca ciągnęło mi się niemiłosiernie.
„Droga przez mękę”- czyli JA versus BANK

  1.  Jako, że kredyt będzie moim wiernym towarzyszem przez wiele, wiele lat zaczęłam- jak już wspomniałam- od telefonu do kuzyna. Okazało się, że jest świetnym specjalistą, a do tego ma znajomości tam gdzie trzeba. Zapewnił, że sprawdzi co da się zrobić i, że muszę uzbroić się w cierpliwość- no to się uzbroiłam- na trzy tygodnie
  2. Po trzech tygodniach kuzyn przesłał mi oferty trzech banków z innymi niż normalnie, wynegocjowanymi (i znów te targi) przez niego- stawkami. Przy czym zasugerował, którą ofertę on by wybrał- zdałam się w pełni na niego
  3. Następny krok- znalezienie idealnego dla mnie, Miauczysława i tony naszych rzeczy lokum- szczegóły odnośnie drugiej rundy poszukiwania mieszkania znajdą się w osobnym artykule
  4. Papiery, papierki, świstki, formularze- czyli tzw. gromadzenie niezbędnych dokumentów. Jestem kobietą i papierkologia to moja pięta achillesowa. A tu same dokumenty - potwierdzające tożsamość, potwierdzające dochód, dotyczące nieruchomości, którą kupujemy- i latanie od Annasza do Kajfasza, ale udało się
  5. Oczekiwanie aż bank powie co jest źle i co trzeba poprawić- nie będę wchodziła w szczegóły ile razy musiałam wracać i poprawiać jakieś pojedyncze rubryczki
  6. JEST! Decyzja banku- moja oferta od początku była już dobrze wynegocjowana, więc w tym momencie pozostało mi już tylko podpisanie umowy z bankiem- a raczej cyrografu. Warto jednak pamiętać, że dostając decyzję można, a nawet powinno się, z naszym kredytodawcą potargować (wiem, wiem- znów o negocjacjach, ale to kluczowa umiejętność przy zakupie mieszkania).
  7. Moją umowę z bankiem podrzuciłam oczywiście do analizy kuzynowi. Warto na wszelki wypadek zabrać ją do prawnika, lub kogoś kto zna się na bankowości- żeby spać spokojnie.
  8. Kiedy myślałam, że nic mnie już nie zaskoczy, pojawił się spory problem. Bank, pisząc fachowo, odstąpił od naszej umowy. Warto wiedzieć, że obie strony mają do tego prawo w ograniczonym czasie. Podobno taka sytuacja zdarza się bardzo rzadko, no ale mnie się zdarzyła. Na szczęście zostały mi jeszcze dwie oferty z zaproponowanej przez kuzyna listy banków, ale całą drogę musiałam przejść od początku, co znów ciągnęło się tygodniami.


Pozyskiwanie kredytu na mieszkanie jest jak mały kot w domu- sprawia wiele problemów, ale warto, bo później daje dużo szczęścia i satysfakcji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz